piątek, 24 grudnia 2010

Lewandowski: To był mój najlepszy rok w karierze

Został królem strzelców ekstraklasy i mistrzem Polski. Z Lecha Poznań przeniósł się do Borussii Dortmund za 4,5 mln euro. Dla nowego klubu zdobył siedem goli i pomógł mu zostać najlepszą ekipą na półmetku Bundesligi. Reprezentację Polski poprowadził do pierwszego od ośmiu miesięcy zwycięstwa, strzelając dwie bramki w meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej. - Tak, to był mój najlepszy rok w karierze. A przyszły będzie jeszcze lepszy - mówi "Metru" Robert Lewandowski.

Łukasz Jachimiak: Jesteś gotowy na święta?

- Czekam na nie już od kilku dni i cieszę się, że wreszcie nadchodzą. Fajnie, że swój ostatni mecz w tym roku Borussia zagrała już w sobotę. Miałem sporo czasu, żeby dotrzeć do Polski, wybrać się na zakupy, znaleźć prezenty dla rodziny i dla przyjaciół.

A sobie coś kupiłeś? Za dobrą grę chyba zasłużyłeś na prezent?

- Też myślę, że zasłużyłem, ale sam sobie niczego nie kupię. Liczę na to, że inni będą o mnie pamiętać (śmiech).

Czujesz, że rok 2010 w polskiej piłce należał dla ciebie?

- Śmiało mogę powiedzieć, że to był mój najlepszy rok w karierze. Przeżyłem świetną rundę wiosenną z Lechem, kiedy zdobyliśmy mistrzostwo Polski, a ja zostałem królem strzelców. Nie zapomnę atmosfery, jaka panowała wtedy w Poznaniu. Z jednej strony szkoda, że potem przeniosłem się do Borussii, ale nie żałuję tamtej decyzji. Czuję, że w Bundeslidze staję się lepszym piłkarzem.

Opuściłeś kraj, mając tylko 22 lata. Było ci ciężko?

- Miałem obawy, bo to był mój pierwszy taki wyjazd. Nie wiedziałem, jak sobie poradzę w obcym kraju. Dałem sobie pół roku na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. I co? Już nie mam z tym żadnych problemów, a minęło dopiero pięć miesięcy, a nawet cztery, bo w sumie z miesiąc spędziłem na zgrupowaniach kadry (śmiech). Kolejne pół roku będzie jeszcze lepsze. Mam takie przeczucie i taki cel.

To znaczy, że wiosną chcesz strzelić dla Borussii więcej niż siedem bramek?


- Chciałbym, ale nie myślę o jakichś liczbach. Zależy mi na tym, żebym stał się bardziej skuteczny, szybszy, lepszy technicznie.

A odporniejszy psychicznie?

- Też, choć z tym nie mam problemu. Był okres, że dziennikarze ciągle pytali, jak się czuję w roli rezerwowego. Chciałbym grać w podstawowym składzie, ale na to przyjdzie czas. Na razie czekam na swoje szanse i próbuję je wykorzystać. Radzić z presją nauczyłem się już w Lechu, gdzie od razu oczekiwano ode mnie bramek. I zdobywałem je, bo koncentrowałem się na grze. Teraz też myślę tylko o tym, żeby jak najlepiej wywiązać się ze swoich zadań, a nie o tym, ilu ludzi obserwuje każdy mój ruch i co oni powiedzą.

W Dortmundzie osób śledzących piłkarzy jest mnóstwo. Jak żyje ci się w mieście, w którym na stadion przychodzi po 80 tysięcy kibiców?

- Bardzo dobrze. Dziwię się tym, którzy mówią, że to brzydkie miasto, że tu nic nie ma i dlatego ludzie interesują się piłką. Mi się tu podoba, a szczególnie ładnie jest teraz, przed świętami. Jak myślę o Dortmundzie, to przypomina mi się Poznań. W obu tych miastach czuję się podobnie.

Kibice też są podobni?

- Oba kluby mają świetnych fanów. Miło jest, kiedy ktoś podejdzie na ulicy i poprosi o autograf albo wspólne zdjęcie. W takich sytuacjach czuję się coraz lepiej, bo poprawiła się moja znajomość języka niemieckiego. Na pewno nie jest to męczące. Kiedy idę z rodziną albo z przyjaciółmi, ludzie potrafią uszanować moją prywatność. Inna sprawa, że nie mam czasu na częste spacery po Dortmundzie, bo w klubie spędzam codziennie wiele godzin.

Wspominasz o przyjaciołach i rodzinie. Kto cię w Niemczech odwiedza i w jakich warunkach przyjmujesz swoich gości?


- Klub zapewnił mi bardzo ładny domek, mieszkam w nim razem ze swoją dziewczyną, a nasi bliscy mogą nas odwiedzać, kiedy tylko mają na to ochotę. Niedaleko mnie mieszka Łukasz Piszczek, pewnie także dlatego razem się trzymamy. Oczywiście bardzo dobre relacje mam też z Kubą Błaszczykowskim. Fajnie, że jest nas tam trzech, dzięki temu każdemu z nas żyje się łatwiej.

Wróćmy do tematów świątecznych. Wierzysz jeszcze w Mikołaja?


- No nie wiem (śmiech). Kiedy byłem mały, zawsze mi coś przynosił. I trafiał. Dostawałem piłki, koszulki, wszystko, co wiąże się z futbolem. Rózgi nigdy nie dostałem! Teraz prezenty nie liczą się już dla mnie tak bardzo. Ważniejsza jest pamięć. Jak ktoś daje mi jakiś drobiazg, to się cieszę. Szczególnie kiedy widzę, że ten ktoś zadał sobie trud, żeby upominek ładnie zapakować.

Może prezenty zeszły na drugi plan, bo pierwszy zajęły świąteczne potrawy?

- Megałakomczuchem nigdy nie byłem, więc na pewno nie objem się tak, że nie wstanę od stołu. Zresztą, mam taki organizm, że nie muszę się szczególnie pilnować. Do Borussii wrócę w dobrej formie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz